Sun Ra w Kaliszu

Z Mtulo
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Sun-ra kalisz-12.jpg


Wstęp.

Ludzie zbierający płyty spotykali się na giełdach, co powoli przeradzało się w kontakty towarzyskie, organizowanie się do uczestnictwa w koncertach. Powstawały takie samorzutne grupy, których udziałowcy utrzymywali kontakty, wymieniali między sobą informacje, ba, nawet pożyczali sobie płyty (niektórzy za opłatą). Właściwie warunkiem koniecznym i dostatecznym udziału w grupie było posiadanie pewnej ilości zachodnich płyt. Ja też obracałem się w takiej ekipie… a ze sporą jej częścią do dziś utrzymuję kontakty. W ramach takich grupek byli popularni niszowi wykonawcy, o których wiedza była uznana za tajemną, pozwalającą na traktowanie innych nawet z pewną wyższością. Dlatego też może wciąż poszukiwaliśmy czegoś nowego, w sensie innego, nieznanego, a niekoniecznie świeżo wydanego.

Z tym wiąże się też odkrycie muzyki artysty znanego jako Sun Ra. Pierwsze wejście w krąg tej muzyki mieliśmy na skutek zetknięcia z płytami ESP, w dużej części tłoczonych w Pionkach k/Radomia. Część z nas słuchała już wtedy z lubością późnego Coltrane’a i generalnie awangardy jazzowej lat 60-tych. Odpowiadało nam zatem to, co większość słuchaczy miała za niemelodyjny jazgot :). Mieliśmy też bardzo często do czynienia z płytami „z dziurą” w okładce, czyli przecenionymi na Zachodzie, jako niechodliwe. W ramach tego asortymentu trafiły do Polski w sporej ilości niektóre płyty Sun Ra, wydane przez wytwórnię Impulse. Jak głębokie było nasze rozczarowanie, jak silnie nas wtedy zawiodło, że zamiast oczekiwanego jazgotu pojawiły się brzmienia dziwne i melodyjne… Na początku unikaliśmy tych płyt, ale z czasem zaczęliśmy je doceniać. Nie mniej sporo z nich wypuściliśmy wtedy z ręki. Pojechały głównie do NRD, przy okazji handlu płytami podczas Jazz Jamboree, a nam na pociechę zostawał zwykle 100% zysk ze sprzedaży…

W latach 80-tych do czasu stanu wojennego mieliśmy już pokaźne zbiory płyt Sun Ra. Potem kolekcjonerska żyłka przycichła główne z powodu trudności z wysyłaniem z Polski paczek, czyli czynności podstawowej dla wymiany płyt.

Kalisz

Dlatego dowiedziawszy się, że do Kalisza ma przyjechać Sun Ra zelektryzowała nas wszystkich, aby nie powiedzeń, że postawiła nas na baczność. Koncert odbywał się w ramach cyklicznego Festiwalu Pianistów Jazzowych, a ten w roku 1986 był już XIII z kolei. Sun Ra miał występować 7 grudnia w niedzielę… Większość z nas nigdy do tej pory nie była w Kaliszu, ale to był tylko mały szczegół. Takim drobiazgiem jak konieczność przemieszczenia się nikt się nie przejmował… Dziś brzmi to śmiesznie, ale w dobie, gdy własny samochód miał, powiedzmy, co 20-ty z nas to jednak było wyzwanie. Oczywiście natychmiast kupiliśmy bilety, co zostało sfinalizowane telefonicznie. Warto dodać, że bilety na koncert, pobyt i dojazdy były śmiesznie tanie w stosunku do dzisiejszych cen. Do Kalisza dotarliśmy różnymi drogami, ja znalazłem się w ekipie, która została przygarnięta przez jednego z kolegów, dysponującego dostawczym Volkswagenem. Podróżowaliśmy rzecz jasna „na pace”, gdzie dla zwiększenia komfortu były jakieś miękkie elementy typu kołdry, czy coś w tym rodzaju. Po paru godzinach dojechaliśmy do Kalisza i poszliśmy się spotkać z resztą ekipy w hotelu położonym przy głównej ulicy, na końcu której znajduje się teatr, gdzie miał się dobyć koncert. Udało nam się odnaleźć i udaliśmy się do hotelowej restauracji, gdzie część znajomych już ucztowała… Zamówiliśmy jakieś danie, co wyraźnie odnowiło poczucie głodu u jednego z biesiadujących już wcześniej kolegów. Zwrócił się do kelnera tekstem: „Panie starszy, poproszę jeszcze jednego schabowego”. Kelner, dobrze już pijany, odchodził właśnie od stolika, więc, aby zareagować musiał wykonać „w tył zwrot”, co uczynił z pewna trudnością, ale i duża gracją. Spojrzał na kolegę „głodomora”, zmierzył go wzrokiem i odrzekł: „Pan to mi wygląda na najedzonego” i oczywiście nic mu już nie podał. Po posiłku lekko spóźnieni ruszyliśmy do teatru. Ku naszemu zdziwieniu nikt nie pilnował wejścia i nie zainteresował się, czy mamy jakiekolwiek bilety. Dla bywalców warszawskiego festiwalu Jazz Jamboree, była to rzecz generalnie niepojęta, tam bowiem stały zwykle na posterunku 2-3 osoby reprezentujące wszystkich organizatorów i patrzące sobie nawzajem na ręce. Jako suport występował m.in. zespół Young Power. Występ przeciągał się ponieważ Sun Ra Arkestra przyleciała samolotem do Poznania i do Kalisza tłukła się samochodem. Koncert Young Power przeciągał się, a my zwiedzaliśmy teatr, który w tym czasie był w remoncie – nie był otwarty balkon. Wykorzystaliśmy to i z cała ekipą znajomych udaliśmy się na ów balkon pozbawiony miejsc siedzących i w oczekiwaniu na przyjazd Arkestry urządziliśmy sobie małą imprezę. Wreszcie padło hasło „Są”. Arkestra, w nieco okrojonym składzie, wymuszonym małą sceną kaliskiego teatru, z marszu zameldowała się na scenie. Chwilę później zabrzmiał Space Drum i rozpoczął się lot w stronę Saturna. Co do szczegółów, to koncert rozpoczął się z dużym opóźnieniem, na pewno po północy. Oczekując na koncert zabawialiśmy się między innymi robiąc papierowe ptaszki z gatunku Orgiami. Na jednym ze zdjęć widać czytelnie mój nieortodoksyjny samodziałowy zegarek, na którym dochodzi godzina druga w nocy.

Foto 1-ret-small.jpg Foto 2-ret-small.jpg Foto 2-ret-zeg-small.jpg

Na dobrą sprawę data koncertu wymaga, zatem, korekty w kronikach i dyskografiach. Koncert zapowiadali i przedstawiali Arkestrę: Tomasz Tłuczkiewicz i Andrzej Jaroszyński, co w źródłach internetowych bywa podawane błędnie. Tak na marginesie to na stronie Saturna jest prawdopodobnie błąd, albowiem konferansjerzy zapowiadają jako gitarzystę Carla LeBlanca , a w opisie zrobionym chyba przez Chrisa Trenta jest wymieniony ktoś inny.

Skąd to wszystko wiadomo… Tak się złożyło, że oprócz nas na balkonie teatru stała jeszcze kamera TVP, a obok drzemał operator. Kiedy wreszcie na scenę wszedł Sun Ra, kamerzysta znużony snem i trochę pewnie udziałem w naszej balandze, nie odnotował tego faktu i przez cały pierwszy utwór miał Go na granicy kadru. Rejestracja koncertu trwała około 82 minuty, a potem kamerzysta poszedł spać, wyłączywszy sprzęt w trakcie trwania utworu. Zanim jednak udał się na zasłużony odpoczynek, powiedział, że ekipa pozostanie w Kaliszu do następnego dnia, po ekipa wraca do Warszawy, a tam taśmy trafią na montaż. Po zmontowaniu, powstał 33 minutowy program, którego istnienie odnotowały co solidniejsze dyskografie, i który był emitowany w TVP. Z powodu niedyspozycji kamerzysty zaczyna się on od drugiego lub trzeciego utworu. Oryginalny materiał zaś poszedł na przemiał, ponieważ, jak wiadomo TVP cierpiała wtedy na chroniczny brak nośników.... Jakiś nadzwyczajny cud sprawił, że ktoś przytomnie przegrał na kasetę VHS cały nie edytowany materiał, i chociaż monofoniczny, i chociaż w Mesecamie, to jednak gdzieś we Wszechświecie istnieje… Koncert zaś zawierał wszystko, co zawierają występy Mistrza, nie było co prawda June Tyson i tancerzy, ale i tak Arkestra pomaszerowała w koło widowni grając Mack The Knife. Potem przeładowani wrażeniami muzycznymi, musieliśmy jeszcze wrócić do Warszawy. Zasiedliśmy więc na pace Volkswagena busa i popędziliśmy z powrotem. Słowo popędziliśmy jest odpowiednie, bowiem w tamtych latach natężenie ruchu zwłaszcza w nocy, było w dzisiejszych kryteriach żadne. Po drodze był jeszcze jakiś posiłek w przydrożnym barze, a konkretnie w barze bodajże „Partyzant” w Polichnie, który istnieje do dzisiaj obok byłego „muzeum czynu partyzanckiego”. Menu przypominało repertuarem regeneracyjne posiłki rodem z Huty Warszawa, czyli klopsik typu „przegląd tygodnia” zamaskowany brunatnym medium i rozgotowane kluski… Niezapomniane wrażenie tej uczty, jak widać, pozostało w pamięci do dziś. Z większością ekipy utrzymujemy nadal jakieś kontakty, choć Arkestra lądowała w Kaliszu już ponad 30 lat temu. Następne, zaś, spotkanie z mieszkańcami Saturna odbyło się w Warszawie, ale to już temat na całkiem inną opowieść.

Foto 3.ret-small.jpg Foto 4-ret-small.jpg

Zdjęcia: dr Roman Kozłowski

Tekst: Maciej Tułodziecki